Ludzie przemijają, kultury przemijają, wczorajsze aksjomaty okazują się dzisiejszymi nonsensami (pomyślcie o średniowiecznej medycynie czy antycznej geografii!), a jednak ludziom zawsze wydaje się, że teraźniejszość jest końcem historii, że setki pokoleń ich poprzedników mogło się mylić, ale oni sami z pewnością się nie mylą, że zjedli wszystkie rozumy i że ich dzisiejsza nauka, religia, sztuka, kultura jest tą prawdziwą, tą mądrą, tą ostateczną. Do głowy im nie przyjdzie, że po nich - i to za chwilę, za ułamek sekundy - przyjdą następni, którzy będą się śmiali z ich rojeń tak, jak my śmiejemy się z niewzruszonych prawd i przekonań naszych przodków.
Gdyby od początku uczono nas, że każdy bez wyjątku wytwór ludzkiej myśli jest względny, być może łatwiej byłoby nam akceptować fundamentalną i immanentną heterogeniczność bytu, jego dramatyczny brak homogeniczności, i zamiast poszukiwać Jedynej Prawdy uczylibyśmy się reagować elastycznie - i dobrze (w najbardziej podstawowym sensie tego słowa) - na to, co przynosi życie. Zamiast fundamentalistycznego definitywizmu czarno-białej wizji świata - z nami lub przeciw nam, czarne lub białe, prawda lub fałsz - idea etycznego dystansu, rezerwa wobec wszelkich "prawd objawionych", pokora wobec świata, świadomość własnej przemijalności, faktu, że nasza kultura i cywilizacja - które nam wydają się najwyższym osiągnięciem w historii wszechświata - są zaledwie epizodem w pulsującym patchworku biosu o wiele większego niż jakikolwiek strzelisty produkt ludzkiego geniuszu.
"...Gdyby od początku uczono nas..." - niestety, nie uczą. A szkoda.
OdpowiedzUsuńNiezwykłe to zestawienie trzech zdjęć. Jak i to, co w materialnej pamięci tego domu trwa z minionych pokoleń w nim żyjących.
Adam N.