niedziela, 2 września 2012

Niewidzialna ręka to także ty: Do dzisiaj mógł tu wejść każdy (Maciejowiec)


... i wchodził - w coraz szybszym tempie w ostatnich latach, miesiącach i tygodniach znikały kolejne elementy zabytkowego wyposażenia - dlatego podjęta została akcja społeczna i w dniu dzisiejszem zabezpieczone zostały okna i drzwi w celu przeciwdziałania dalszemu zniszczeniu cennej substancji. 

Pytanie o to, gdzie w wcześniej były odpowiednie urzędy i służby, pozostawmy otwarte. Argument o "prywatności" nie ma tu znaczenia - ten budynek istnieje od dziesięciu pokoleń, to, że ktoś "posiada" go od dziesięciu lat, nie daje mu prawa do niszczenia go. Sprawę dokonanego w budynku "remontu" również pozostawmy bez komentarza...





"Pałac w Maciejowcu (Matzdorf) neoklasycystyczny z lat 1834-1838, murowany, dwukondygnacyjny z poddaszem użytkowym, założony na rzucie prostokąta o 13- i 3 osiach. Skrajne przęsła zwężone, na osi płytkie ryzality: od południa lekko wygięty, z ozdobnym szczytem, od północy prostokątny pod trójkątnym tympanonem. Na piętrze tarasy, podtrzymywane pseudodoryckimi kolumnami. Okna prostokątne, w kamiennych opaskach, na 1 piętrze pod poziomymi nadokiennikami, Dach czterospadowy. [...]
Wokół pałacu rozciąga się rozległy park krajobrazowy z cennymi okazami drzew. Powstał w 1. połowie XIX wieku, wraz z licznymi bud. ogrodowymi i punktami widokowymi na skałkach i wzniesieniach". 
Ten "najcenniejszy i najpiękniejszy park w regionie" powstał według projektu Jakuba Henryka Rehdera, pierwszego inspektora Parku Mużakowskiego, gdzie istniała "najwspanialsza rezydencja i park na Łużycach".
[wszystkie cytaty za Słownikiem geografii turystycznej Sudetów, red. M. Staffa, t. 2 Pogórze Izerskie, M-Ż, s. 6-11]
Właścicielem parku są Lasy Państwowe - czyli również my. Może byśmy tak razem, drogie Lasy, ten park odrestaurowali?



[Piętro, w tle oranżeria]

[Oranżeria]




[Maszynownia windy osobowej]


Kominek na parterze. Ponoć jeszcze dwa lata temu kafle były kompletne:





[Łazienka]

[Kabina (zachowana!) windy osobowej]



Więcej w reportażu regionalnej telewizji jgfakty.pl.

3 komentarze:

  1. nie mam dokładnej wiedzy na ten temat, ale coś kołacze mi się w głowie kwestia związana z restauracją zabytku (tak jak jest z zamkami bodajże): że właściciel ma obowiązek do jakiegoś tam terminu wyremontować zabytek?lub przynajmniej zabezpieczyć go należycie przed zniszczeniem i tak, aby nie stanowiła np. zagrożenia. Trzeba byłoby zwrócić się z tym pytaniem do urzędników z WUOZ w Jeleniej Górze

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co wiem, ten termin wynosi 10 lat i Maciejowiec (pałac) z pewnością kwalifikuje się do odebrania "właścicielowi". Podobnie można by argumentować w odniesieniu do parku, który też jest zabytkiem (co najmniej równym klasą pałacowi), a opieki nad nim właściciel (Lasy Państwowe) nie wykonuje.
    Zastanawia brak reakcji na to wszystko konserwatora i władz lokalnych.

    OdpowiedzUsuń
  3. to niesamowite, do czego dopuszczono w Maciejowcu. Byłam tam na wczasach leczniczych dla studentów w 1971 roku. Wówczas pałac spełniał funkcję półsanatorium (wcześniej, po wojnie był sanatorium przeciwgruźliczym, pełnił też funkcję domu pracy twórczej) - na moim turnusie było wielu studentów - znanych dzisiaj ludzi sztuki, kultury, polityki. Budynek był piękny, acz na sanatorium nie nadawał się - pokoje 10-osobowe (konserwator nie wydawał zgody na przebudowę), żadnych zabiegów, oczywiście, nie było. Budynkiem zawiadywała niezwykle mądra pani kierowniczka (nie pamiętam nazwiska), która kompletowała wyposażenie z epoki do pałacu i dbała o pałac jak mało kto. Oryginalne meble zostały zrabowane nie przez Rosjan, którzy tutaj niczego nie zniszczyli, ale przez okolicznych chłopów, którzy je porąbali i przeznaczyli na opał. Dom był samowystarczalny - niedaleko pałacu były szklarnie, a w nich uprawiano nowalijki (Sic! - w marcu, w 1971 r. dostawaliśmy do posiłków sałatę!) i warzywa. Mięso kupowano w okolicy. Jadalnia mieściła się na parterze, jedliśmy przy długich wspaniałych stołach, z piękną porcelanową zastawą (!) i przyzwoitymi sztućcami, na nieskazitelnych białych obrusach - jak w bajce! W jadalni cały czas było pieczywo, smalec i coś do picia, więc kto zgłodniał - mógł coś przekąsić. Kuchnia zresztą była wspaniała - turnus liczył ok. 40 osób i codziennie kucharki piekły nam coś słodkiego, a jak smacznie gotowały...
    Z jadalni roztaczał się widok na taras i park - wówczas jeszcze piękny, z rododendronami. Kaplica nie była tak zrujnowana, acz była zamknięta i w niezbyt dobry stanie.
    W pomieszczeniu przy wspaniałych, drewnianych schodach stał fortepian, na którym rano wygrywał nam pobudkę kolega - dziś znany muzyk poznański.
    Na piwo chodziliśmy sporadycznie, przez malowniczy las, 6 km:-) w okolice Pilchowic.
    Dzisiaj oglądam zdjęcia zrujnowanego pałacu z przerażeniem - żeby w ciągu 40 lat doprowadzić do unicestwienia takie miejsce... Nie dokonali tego ani Niemcy, ani Rosjanie, ani komuniści.

    OdpowiedzUsuń