środa, 31 sierpnia 2011

Z działu Recenzje: Maciej Wołodko, Blog Day 2011


"Ten blog to nie tylko zapis dzikiej urody Gór Izerskich. Piękne zdjęcia grzybów, żuczków czy drzew sąsiadują tu z udanymi seriami reportażowymi. W jednej z nich, zatytułowanej "z cyklu portrety", autor bloga przedstawia nam np. współczesnych mieszkańców Izerów. W innej, "z cyklu ślady" - pokazuje okruchy pamięci pozostałe po mieszkańcach tych ziem, którzy odeszli. Jak w fotograficznej pigułce, odbijają się tu przemijanie, kruche piękno i... Chyba coś więcej. Czy to trudno uchwytna istota Dolnego Śląska? "Najstarsze drzewa" ujęły mnie pod wieloma względami. Pasją odkrywania lokalnej historii, niezwykłym okiem do detali, dostrzeganiem tego, co dla innych być może byłoby niezauważalne. A kiedy odkryłem jeszcze zapisany drobnym druczkiem subtytuł bloga - From Silesia, the center of the World - wiedziałem już, że będę zaglądał tu częściej. Od ścisłej czołówki konkursu dzielą go co prawda niedoskonałości techniczne - takie jak dosyć trudna nawigacja. Zróżnicowane opinie towarzyszyły nam ocenie kompozycji bloga i efektu pierwszego wrażenia (duże, dominujące zdjęcie). Nie zmiania to faktu, że "Najstarsze drzewa" przenoszą czytelnika w świat absolutnej magii. Słowa "Góry Izerskie" nabierają nagle emocji, treści, barw. Przyznam, że bardzo chciałem, aby do konkursu zgłoszony został równie dobry blog regionalny spoza Wrocławia. "Najstarsze drzewa" stały się dla mnie jednym z najważniejszych odkryć Blog Day 2011." 
[http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,10205838,Blog_Day_2011__Znamy_najlepsze_dolnoslaskie_blogi.html?as=4&startsz=x]


Dziękujemy :-))

"And then I realized, like I was shot! Like I was shot with a diamond … a diamond bullet right through my forehead. And I thought: My God, the genius of that! The genius! The will to do that! Perfect, genuine, complete, crystalline, pure. And then I realized they were stronger than we, because they could stand that these were not monsters. These were men, trained cadres — these men who fought with their hearts, who had families, who had children, who were filled with love — but they had the strength, the strength to do that."


Gog y Magog



... z podrowienia dla Pan y Pani oczywiście...

From the Stinkhorn Project Files


Big Mama (Wenus z Ludwigsdorfu)



Swoją drogą - biorąc pod uwagę, że powyższa figurka powstała jakieś 24 000 lat temu - to z pewnością wierniej oddaje ona wygląd Wenus niż sławny obraz Boticellego i przedstawia model kobiecości zakodowany na o wiele bardziej archaicznym poziomie...


"Był sobie młody byczek imieniem FERNANDO..." (Mała Kamienica)


"Inne młode byki, jego rówieśniki
skakały po łące, bodły się rogami,
brykały całą bandą,
ale nie Fernando."


"Fernando lubił spokój.
Lubił wąchać kwiatki:
stokrotki i bławatki."


"W ciche wieczory letnie
chadzał pod drzewo stuletnie
i w jego cieniu siadywał.
I wąchał polne kwiatki:
stokrotki i bławatki."


"A Fernando siedział w cieniu
i przyglądał się w milczeniu
małym chmurkom i kwiatuszkom,
przysłuchiwał ptaszkom, muszkom..."


"Powędrowało dobre byczysko,
przez pola, łąki, na swe pastwisko;
pod ulubionym usiadło drzewem,
chłodząc się lekkim wiatru powiewem.
I odtąd, chociaż może to plotka,
zawsze w tym miejscu można go spotkać,
jak sobie siedzi i wącha kwiatki,
maki, stokrotki, jaskry, bławatki,
słucha jak szumią lasy i niwy.
I jest podobno bardzo szczęśliwy."
[przełożyła oczywiście Irena Tuwim]

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Czy ktoś tu mówi po tralfamadoriańsku?


" (...) mają dwie stopy wzrostu, są zieloni i kształtem przypominają gumowe przyssawki używane przez hydraulików do przetykania zlewu. Część rozszerzona dotyka zawsze podłogi, zaś niezwykle elastyczne trzonki są najczęściej skierowane w górę. Na końcu trzonka wyrasta mała rączka z zielonym okiem na wewnętrznej stronie dłoni. Tralfamadorczycy mają przyjazne usposobienie, widzą w czterech wymiarach i litują się nad Ziemianami, że ci widzą tylko w trzech. Mogliby nauczyć Ziemian wielu wspaniałych rzeczy, zwłaszcza na temat czasu."
[Kurt Vonnegut, Rzeźnia numer pięć, przeł. Lech Jęczmyk]


""Najważniejszą rzeczą, jakiej nauczyłem się na Tralfamadorii, było to, że śmierć jest tylko złudzeniem. Człowiek żyje nadal w przeszłości, tak więc głupotą jest płakać na pogrzebie. Wszystkie chwile, przeszłe, obecne i przyszłe, zawsze istniały i zawsze będą istnieć. Tralfamadorczycy mogą oglądać te różne chwile tak, jak my możemy oglądać na przykład Góry Skaliste. Widzą, że poszczególne momenty są niezmienne, i mogą wybierać te spośród nich, które ich w danej chwili interesują. To tylko my na Ziemi mamy złudzenie, że chwile następują jedna za drugą, jak korale na sznurku, i że chwila raz przeżyta jest stracona na zawsze. Tralfamadorczyk widząc trupa myśli sobie po prostu, że zmarły jest aktualnie w złej formie, ale jednocześnie wie, że ta sama osoba czuje się znakomicie w wielu innych momentach. Kiedy teraz słyszę o czyjejś śmierci, wzruszam tylko ramionami i mówię to, co mówią w takich razach Tralfamadorczycy; to znaczy: «Zdarza się.»""
[ibid.]


"W ścianie mieścił się głośnik i dwa wzierniki, za którymi widać było żółte oczka. Tralfamadorczycy nie posiadali strun głosowych. Porozumiewali się drogą telepatii. Z Billym mogli rozmawiać dzięki pośrednictwu komputera i czegoś w rodzaju organów elektrycznych, które naśladowały wszystkie dźwięki ziemskiej mowy.
– Witamy na pokładzie, panie Pilgrim – odezwał się głośnik. – Czy ma pan jakieś pytania?
Billy oblizał wargi, zastanowił się chwilę i wreszcie spytał:
– Dlaczego akurat ja?
– To bardzo ziemskie pytanie, panie Pilgrim. Dlaczego pan? A dlaczego my? A dlaczego w ogóle cokolwiek? Ponieważ ta chwila po prostu jest. Czy widział pan kiedyś owady uwięzione w bursztynie?
– Widziałem.
Billy miał nawet na biurku przycisk do papierów, który był kawałkiem oszlifowanego bursztynu z trzema biedronkami w środku.
– Oto więc, panie Pilgrim, jesteśmy wszyscy razem uwięzieni w bursztynie danej chwili. Taka rzecz jak “dlaczego" nie istnieje."


"Billy Pilgrim mówi, że mieszkańcom Tralfamadorii Wszechświat nie przedstawia się w postaci mnóstwa świecących punktów na niebie. Oni widzą wszystkie miejsca, w których każda z gwiazd była i będzie, tak więc dla nich niebo jest wypełnione jakby rozrzedzonym, świetlistym makaronem. Również ludzie nie są dla Tralfamadorczyków istotami dwunogimi. Widzą oni ludzi jako ogromne krocionogi, z nóżkami niemowlęcia na jednym końcu i nogami starca na drugim końcu, jak powiada Billy Pilgrim."


"Na Tralfamadorii istniało pięć różnych płci i każda z nich miała swoją rolę w procesie tworzenia nowego osobnika. Dla Billy'ego jednak wszyscy mieszkańcy planety wyglądali identycznie, ponieważ ich różnice płciowe uwidaczniały się wyłącznie w czwartym wymiarze. Prawdziwą bombą z punktu widzenia moralności była, nawiasem mówiąc, wiadomość, jaką Billy uzyskał od Tralfamadorczyków na temat życia płciowego na Ziemi. Powiedzieli mu, że załogi latających talerzy zidentyfikowały na Ziemi co najmniej siedem płci niezbędnych dla podtrzymania gatunku. I znowu Billy nie był w stanie wyobrazić sobie, jaki udział w procesie powstawania dziecka ma pięć spośród tych płci, ponieważ ich aktywność seksualna ograniczała się do czwartego wymiaru. Tralfamadorczycy próbowali dać Billy'emu jakieś pojęcie o tym, na czym polega życie płciowe w tym niewidzialnym wymiarze. Powiedzieli mu, że na Ziemi nie byłoby dzieci bez męskich homoseksualistów. Homoseksualistki nie były do tego niezbędne. Nie byłoby dzieci bez kobiet po sześćdziesiątce. Mężczyźni po sześćdziesiątce nie byli natomiast konieczni. Nie byłoby dzieci bez innych dzieci, które zmarły w pierwszej godzinie po urodzeniu. I tak dalej."


"My wiemy, jak zginie Wszechświat – powiedział przewodnik – i Ziemia nie ma z tym nic wspólnego, chyba tylko tyle, że również zostanie zniszczona.
– A jak zginie Wszechświat? – spytał Billy.
– Wysadzimy go w powietrze przeprowadzając eksperyment z nowym paliwem dla naszych latających talerzy. Tralfamadorski pilot-oblatywacz naciśnie dźwignię startową i cały Wszechświat przestanie istnieć. Zdarza się.
(...)
– Jeśli wiecie o tym – spytał Billy – to czy nie możecie w jakiś sposób temu zapobiec? Czy nie możecie powstrzymać tego pilota od naciśnięcia dźwigni?
– On zawsze ją naciska i zawsze będzie to robił. Nigdy go nie powstrzymujemy i nigdy nie powstrzymamy. Ta chwila jest skonstruowana w ten właśnie sposób."


"– To było konieczne – powiedział Rumfoord mając na myśli zniszczenie Drezna.
– Wiem – odpowiedział Billy.
– To jest wojna.
– Wiem. Nie skarżę się.
– Tam na ziemi musiało być piekło.
– Było – potwierdził Billy Pilgrim.
– Należy współczuć ludziom, którzy musieli to zrobić.
– Współczuję im.
– Musiał pan mieć mieszane uczucia tam pod bombami.
– Nie ma o czym mówić – powiedział Billy. – Wszystko jest w porządku i każdy robi dokładnie to, co musi. Nauczyłem się tego na Tralfamadorii."


"Opowieść Billy'ego kończyła się bardzo dziwnie na przedmieściu nie tkniętym przez pożar i wybuchy. Strażnicy i Amerykanie przybyli o zmroku do czynnego zajazdu. Paliły się świece. Na trzech kominkach w sali jadalnej płonął ogień. Na gości czekały puste stoły i krzesła na dole oraz posłane łóżka na górze.
Był tam niewidomy właściciel i jego widząca żona, która gotowała, oraz dwie młode córki pełniące funkcje kelnerek i pokojówek. Wiedzieli, że Drezno przestało istnieć. Ci, którzy mieli oczy, widzieli, jak płonie, i zdawali sobie sprawę, że mieszkają teraz na skraju pustyni. I mimo to pracowali nadal, przecierali szkła, nakręcali zegary, dokładali do kominków i czekali, żeby zobaczyć, kto przyjdzie.
Nie było rzeki uciekinierów z Drezna. Zegary tykały, ogień trzaskał, przeźroczyste świece kapały. I wtedy rozległo się pukanie i do środka weszło czterech strażników, a za nimi stu amerykańskich jeńców.
Właściciel oberży spytał strażników, czy przyszli z miasta.
– Tak.
– Czy ktoś jeszcze idzie za wami?
Strażnicy odpowiedzieli, że na trudnej drodze, jaką wybrali, nie napotkali żywej duszy.
Niewidomy oberżysta pozwolił Amerykanom przenocować w stajni i dał im zupę, kawę zbożową i trochę piwa. Potem przyszedł do stajni posłuchać, jak układają się na słomie.
– Dobranoc, Amerykanie – powiedział po niemiecku. – Śpijcie spokojnie."


środa, 24 sierpnia 2011

Wojanów (Schildau): płyty nagrobne von Zedlitzów i von Schaffgotschów

Przy kościele w Wojanowie (wzmiankowanym w roku 1318!) znajdziemy interesujący zestaw płyt nagrobnych von Zedlitzów i von Schaffgotschów z lat 1508-1633.









"W kościele parafialnym Wniebowzięcia NMP w Wojanowie koło Jeleniej Góry zostało pochowanych [czworo] Schaffgotschów: Ulryk (zm. 1508), Anna (zm. 1520), Elżbieta (zm. 1546) i Bernard (zm. 1599). Szczególną uwagę zwraca płyta tego ostatniego, gdyż została nań wyrzeźbiona postać w pełnej zbroi płytowej z napierśnikiem dekorowanym żłobkowaniem. Głowa nakryta hełmem z uniesioną przyłbicą ukazuje twarz o obwisłych policzkach, z długimi wąsami i brodą. Jego lewa ręka przytrzymuje dwuręczny miecz opuszczony ku dołowi, natomiast prawa spoczywa na piersi (brzuchu). Bernard, wnuk słynnego Hansa I Schaffgotscha, pisał się z Chojnika i na Trzcińsku".
[Szymon Wrzesiński, Tajemnice rycerzy. Życie codzienne śląskich feudałów, Replika 2008, s. 199]

"Potem kino, cukiernia i spacer / W księżycową jasną noc"...


Z podziękowaniami dla Dom Spotkań Kopaniec...!